Dałam radę

Zawsze mam problem co robić w jesienne weekendy, kiedy jest brzydka pogoda, zwłaszcza późną jesienią. Koleżanki zwykle ten problem rozwiązują wybierając się na zakupy i spędzając cały dzień w galeriach. Cóż, od czasu do czasu trzeba, kiedy czegoś brakuje, ale zasadniczo nie lubię się tak błąkać i wydawać pieniędzy na rzeczy zbędne. Chyba zbyt często mi ich brakowało, żebym chciała teraz je tak po prostu trwonić. Wolę odłożyć na rzeczy potrzebne.

Przed świętami była wyjątkowa bieganina i robienie wszystkiego w przyspieszonym tempie, ale DAŁAM RADĘ :) Nawet - wyjątkowo - na szybkiego kupowane prezenty okazały się wybitnie trafione. Niestety przez tę bieganinę z jęzorem na brodzie, spocona (i zapewne z pewnym obłędem w oczach ;) ale to już inna sprawa), złapało mnie solidne przeziębienie. Zaczęło się od objawów grypowych i zawalonego gardła i - kiedy już cieszyłam się, że przechodzi - przeszło, ale na nos. Nie znoszę kataru. Tego budzenia się w nocy, oddychania przez usta, zatkanych uszu, itd. W tej chwili jestem na etapie zaawansowanej sfrustrowanej lekomanki, która łyka wszystko co tylko ktoś podpowie byle się tylko pozbyć tego dziadostwa. Choć niestety na dłuższą metę nic nie pomaga :( 
Przez to robienie zakupów na szybkiego, wyczyściłam sobie pięknie portfel i konto i teraz choćbym chciała, nie mogę wybrać się z kumpelami na wyprzedaże, co nie boli mnie aż tak bardzo, bo mam w czym chodzić, ale wiecie... od czasu do czasu fajnie wybrać się na zakupy, zwłaszcza w babskim towarzystwie, bez męskiego narzekania, żebyśmy już wracali i umęczonej miny zakupowego męczennika ;) 

A dziś wyjątkowy dzień w pracy, bo mało... merytoryczny, a raczej techniczny. Tworzymy raporty i zestawienia, rano aktualizowali i "beckupowali" nam bazę danych, korespondencję i poszczególne kompy i wgrywali jakieś tam nowe oprogramowanie, co normalnie by mnie wkurzyło, ale dziś mam niewiele do zrobienia. Można sobie na spokojnie sączyć kawkę i pogadać. Zaiste byłby to cudny dzień gdyby nie katar. 

Wczoraj po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że naukowo to ja jestem dinozaur. Cóż poradzić, że albo mnie w szkole nie uczyli albo też nie nauczyli niczego o prionach, bo przepytując dziecko na dziś do szkoły okazało się, że coś takiego istnieje, o czym pojęcia nie miałam. Pamiętam tylko, że uczyliśmy się o wirusach i bakteriach... Co potwierdza, że człowiek uczy się przez całe życie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wpisy z 2016 r.

Formy prowadzenia działalności gospodarczej

Walentynki